Nazwę Ukulele słyszałem już dawno, ale nie znałem ani historii tego instrumentu, jego pochodzenia ani żadnych innych detali. Nie zwróciłem też uwagi na charakterystyczne brzmienie. Dopiero niedawno zainteresował mnie ten malutki, śmieszny instrumencik i bardzo go polubiłem.
Kupiłem najtańszy jaki był w pobliskim sklepie, aby bez nadmiernych inwestycji sprawdzić co to takiego i jak się na tym gra. Ukulele soprano, które przyciągnęło moją uwagę było w strażacko czerwonym kolorze. Kłopoty zaczęły się po otwarciu pudełka, bo najpierw trzeba toto nastroić, a z fabryki instrument wysyłany jest z luźnymi strunami. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że pierwsza i ostatnia struna była cienka. Druga od góry struna C jest najgrubsza, czyli brak podobieństwa do gitary. Po szybkim przejrzeniu kilku stron na internecie dowiedziałem się, że najbardziej popularny strój na soprano to tzw. wysokie G, czyli patrząc na struny od góry gCEA. Potrzebowałem elektronicznego stroika, bo mam do takiego większe zaufanie niż do własnego słuchu. Pierwsza pomyłka to za niskie C, bo najpierw trafiłem na C5, zamiast na C6. Zaczęło się od struny G, bo ktoś kto trochę osłuchał się z gitarą, odruchowo oczekuje niższego tonu na górnej strunie. Kiedy przebrnąłem przez początkowe kłopoty i porównałem wynik z internetowo dostępnym strojem akordy zaczęły jako tako brzmieć. Niestety tylko przez moment po dostrojeniu, bo nowe nylonowe struny potrzebują pobyć jakiś czas naciągnięte, aby przestały tak szybko puszczać. Zajęło to ze dwa dni, aby nie trzeba było dostrajać i znacznie korygować po każdej zagranej piosence. Może to zająć nawet tydzień, albo lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz